schron na Przełęczy pod Śmielcem |
Ruszyłem więc wzdłuż brzegów Białej Łaby w kierunku krzyżówki szlaków pod Medvedi Koleno. W tym miejscu miałem zacząć podchodzić zielonym szlakiem pod Przełęcz Karkonoską, jednak wielkie zwały śniegu przy wejściu na szlak zmusiły mnie do zmiany planów. Zdecydowałem się pokonać trasę w odwrotnym kierunku, tym bardziej że ze szlaku od strony Martinovki właśnie zjechał ratrak przecierając mi drogę. Krótki posiłek i ruszyłem w górę przez bajkowo zimowy las w kierunku Martinovki. Mniej więcej po 1,5 godziny marszu wyszedłem z lasu w pobliżu Medvedi Boudy. Tutaj już zacząłem odczuwać coraz mocniej wiejący wiatr, a i nogi coraz głębiej zapadały się w śnieg. Jednak nie zatrzymywałem się i podążałem wzdłuż tyczek wyznaczających szlak w kierunku Bradleyowej Boudy, gdzie postanowiłem zrobić sobie pierwszą przerwę. Po dojściu na miejsce skonsumowałem bułkę i banana, zapijając herbatką malinową i ruszyłem szybko dalej gdyż pogoda coraz bardziej się pogarszała. Widoczność zmalała do kilkunastu metrów, śnieg coraz ostrzejszy, no i ten wiaterek! W takich warunkach, brnąc po kolana w śniegu po około 40 minutach dotarłem do Martinovej Boudy. Tutaj podjąłem decyzję że wchodzę tylko na Przełęcz Pod Śmielcem i wracam tą samą drogą. Od tego miejsca jak pokazywały znaki miałem 1km na przełęcz. Okazało się że był to jeden z najdłuższych kilometrów z jakim miałem okazję się zmierzyć. Szlak powyżej Martinovki był całkowicie nieprzetarty, tak więc w tempie ślimaka, w śniegu czasami po pas, parłem na przełęcz. Widoki dookoła prawie żadne, jedynie drzewa w śnieżnej szacie przybrały piękne formy. Gdy już miałem kilkadziesiąt metrów do przełęczy, pogoda znowu diametralnie się pogorszyła. Rozpętało się małe piekiełko, silna śnieżyca, huraganowy wiatr i widoczność tylko na wyciągnięcie ręki. Na szczęście trasę tą przebyłem kiedyś wiosną i wiedziałem że jeszcze trochę wysiłku i będę mógł się schować w drewnianym schronie na przełęczy. W schronie tłoku nie było, oprócz mnie poratował jeszcze dwóch turystów, którzy przyszli od strony Jagniątkowa. Po wspólnym posiłku i kilku łykach herbaty podejmujemy decyzję o odwrocie. Oni w swoją stronę a ja w swoją. Powrót jednak nie okazał się nic łatwiejszy od wejścia, gdyż śnieżyca jeszcze bardziej się wzmogła i teraz nie było widać nawet końca wyciągniętej ręki, a tnący niemiłosiernie śnieg zalepiał okulary. Pierwsze kilkadziesiąt metrów w dół wracałem prawie po omacku od tyczki do tyczki, które miejscami wystawały ze śniegu niecałe 30 cm. I w takich warunkach krok za krokiem, albo dosadniej mówiąc kolano za kolanem schodziłem do Martinovej Boudy. Tutaj zrobiłem sobie w końcu dłuższą przerwę przy ciepłym kaflowym piecyku i zimnym piwku. Jeszcze tylko kilka sms do znajomych że wracam cały. Potem dwugodzinne zejście,już bez przygód w stronę autobusu. No i tak ponownie góry pokazały kto tu rządzi. Trzeba będzie znowu podjąć kiedyś/ myślę że już niedługo/ próbę zawitania w progi Karkonosza albo jak go nazywają w Polsce Liczyrzepy. Zapraszam na fotorelację. https://picasaweb.google.com/107035637076594621944/OdwrotSpodPrzeEczy?authuser=0&feat=directlink
Hej,
OdpowiedzUsuńniezła wyprawa :-)
Zima na całego! Mimo braku niebieskiego nieba i tak mi się podoba. A takie warunki jak Ty też parę razy miałem.
A ja już niedługo też zaczynam sezon zimowo-karkonoski. :-)
Pozdrawiam.
Ahoj :-)
Usuńtrochę mi przysypało i przywiało, no ale cóż w końcu to zima ;-) Trzeba planować następną wyprawę. Pozdrawiam
Ja dziś idę wypróbować zimę w Beskidzie Małym. Na razie to jestem przerażony po tym jak zerknąłem na termometr za oknem. -20 stopni!!!
OdpowiedzUsuńMoże to i dobrze że ja nie mam termometru ;-) Przynajmniej nie wiem ile jest :-) Dzisiaj kierunek Szrenica :-)
OdpowiedzUsuńZnam trasę, ale w wydaniu letnim, moje uznanie!
OdpowiedzUsuń(jeśli chcesz zobaczyć, czego nie widziałeś, to jest
tutaj
i i tutaj )
Szedłem tą trasą dwa lata temu w maju w pięknym słońcu i ze śniegiem pod nogami :) Ale chętnie obejrzę i sobie przypomnę widoczki;)
OdpowiedzUsuń